Szklarska Poręba + pogranicze polsko-czeskie

(woj. dolnośląskie, pow. karkonoski)

Szklarska Poręba - herb

Szklarską Porębę odwiedziłem w lipcu 2013 i czerwcu 2023 roku. Za każdym razem miałem 4 – 5 noclegów, a miejscowość była także bazą wypadową do Czech. Do poniższej galerii wybrałem zdjęcia z obu wypraw.

Za pierwszym razem z Kalisza dotarłem bezpośrednio autobusem PKS Turek relacji Turek – Świeradów-Zdrój. Tory były zaś w remoncie. 10 lat później sytuacja zmieniła się diametralnie. Po dawnej linii autobusowej zostały miłe wspomnienia, a tory już były czynne. Wobec tego przyjechałem dwoma pociągami: IC Asnyk z Kalisza do Wrocławia Głównego i dalej Kolejami Dolnośląskimi. Miasto miało więc połączenia po drodze do Wrocławia z Jelenią Górą i Wałbrzychem, a sporadyczne kursy także do bardziej odległych regionów. W 2023 r. widziałem też rozkład autobusów do Karpacza. Jedno niestety nie zmieniło się: niemal zupełny brak komunikacji ze Świeradowem-Zdrojem pomijając pojedyncze kursy przelotowe (po wycofaniu się Turku pozostały tylko weekendowe), których rozkład nie umożliwiał zrobienia dodatkowej jednodniowej wycieczki w celu skosztowania wód. Zdumiewające! Jakby nie chcieli zarobić, przecież mógłbym wziąć nocleg więcej i obie strony by skorzystały.

Miasto daje możliwość poznania Gór Izerskich i Karkonoszy, które jak na moje oko różnią się przyrodniczo. O ile chodząc po tych pierwszych jesteśmy cały czas w Polsce, to w drugich nieraz nie da się nie zahaczyć o Czechy. Szlak biegnie tak, że słupek graniczny jest raz z jednej, raz z drugiej strony. Mimo dużej porcji informacji nie widziałem więc sensu robienia z tego 2 – 3 osobnych artykułów, gdyż te tereny mimo odległości nierozerwalnie łączą się z turystyką w Szklarskiej Porębie. Przeskakiwanie między tekstami byłoby nieczytelne. Lepiej rozpatrywać obszar jako całość, aby zorientować się w powiązaniach szlaków. Jeśli dla kogoś artykuł jest za długi, może przeczytać część, a do reszty wrócić za parę dni.

Podczas drugiej podróży ważnego paszportu nie miałem, ale dowód osobisty wystarczy. Kontroli granicznych nie było od dawna.

Czas więc na kilka tras. Zacznijmy może od miejskiej. Idziemy od centrum ulicą Franciszkańską i 11 Listopada. Zobaczymy kościół pw. Bożego Ciała, zwiedzimy Muzeum Dom Carla i Gerharta Hauptmannów. Idąc dalej Muzealną miniemy stację Szklarska Poręba Średnia (jest jeszcze Dolna, ale tylko Górną można nazwać dworcem, pozostałe były zaniedbane), a kontynuując spacer dotrzemy do jeszcze jednego obiektu do zwiedzania od środka (w 2023 r. tymczasowo nieczynnego, ale wszedłem podczas pierwszej wyprawy), Wlastimilówki, czyli domu malarza Wlastimila Hofmana. Wróćmy ulicą Matejki, wejdźmy na Brzozową. Ta doprowadzi nas do ul. W. Hofmana, w którą skręcamy w lewo. Po chwili widzimy Jeleniogórską. Po lewej mamy Muzeum Ziemi Juna – mnóstwo pięknych kamieni, a po prawej, po drugiej stronie ulicy, Muzeum Energetyki Jeleniogórskiej. Tego obiektu jeszcze nie udało mi się zwiedzić.

Teraz druga trasa. Zaczynamy od ul. 1 Maja, którą idziemy aż do skrzyżowania z Kołłątaja, a konkretnie do Leśnej Huty, w której zobaczymy pokaz wyrobu przedmiotów z gorącego szkła. Po zwiedzeniu podążamy nadal czarnym szlakiem do Starej Chaty Walońskiej – również można zwiedzić. Kulminacyjnym celem jest wodospad Szklarki – mój ulubiony, choć nie największy w Karkonoszach.

Proponuję kontynuację spaceru tym szlakiem, przecinamy więc Jeleniogórską i wchodzimy w Góry Izerskie. Dojdziemy nim do stacji Szklarska Poręba Dolna przy ul. Kolejowej. Powrót do centrum może się odbyć ul. Waryńskiego (nie tylko na moim planie, ale i w Google’u też jest ta nazwa, więc chyba nie zmienili) i znanymi z pierwszej trasy Muzealną, 11 Listopada i Franciszkańską.

Jak jesteśmy przy Górach Izerskich, to może teraz opiszę drogę na Wysoki Kamień. Nie ma tam kolejki linowej, trzeba wejść. Miałem w nogach dopołudniowy spacer ze Szrenicy do Harrachova i powrót pociągiem (2023 r.). Znalazłem się więc na Szklarskiej Porębie Górnej. Stąd zresztą najłatwiej jest zacząć opis. Skręcamy w lewo pod wiadukt, a po chwili znów w lewo zgodnie z oznaczeniami czerwonego szlaku. Czeka nas niezły trening. Dodatkową mobilizacją był fakt, że pomimo dotychczas pięknej pogody na następny, ostatni dzień pobytu, zapowiadano deszcz przez 3/4 dnia, stąd taka decyzja (czym zajmowałem się podczas deszczu, to doczytajcie w opisie Harrachova). Nie jestem siłaczem, więc często robiłem krótkie odpoczynki. Gdybym uznał, że nie dam rady, to wszedłbym tyle, ile mogę, ale udało się. Na górze w schronisku zregenerowałem siły herbatą. Widoki w takich chwilach są najlepszą nagrodą, choć zakupione widokówki również stanowią miłą pamiątkę. Zejście początkowo strome, więc stąpałem uważnie, ale później mimo tylu przebytych tego dnia kilometrów poszło gładko. Obiad zjadłem dopiero po wszystkim, bo z pełnym żołądkiem pewnie nie dałbym rady. W takich wędrówkach najważniejsze są płyny, a do jedzenia po drodze np. wafle.

Teraz znów czas na Karkonosze. Ulica Turystyczna doprowadzi nas do dolnej stacji linowej kolejki krzesełkowej na Szrenicę. Przy nieodległej ul. Kilińskiego znajduje się Muzeum Mineralogiczne, ale jego jeszcze nie udało mi się zwiedzić. Wjeżdżamy najpierw pierwszą sekcją, następnie kupujemy bilet wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego (dostępne były różne opcje czasowe) i wsiadamy do drugiej sekcji kolejki. Ta zawiezie nas pod szczyt, kawałek jeszcze trzeba podejść. Całość jazdy trwa pół godziny. Na szczycie znajduje się schronisko. Po nacieszeniu się widokami mamy do wyboru kilka opcji. W 2013 roku wybrałem się kawałek szlakiem czarnym, a po chwili transgranicznym czerwonym przez skały Trzy Świnki, Łabski Szczyt do Śnieżnych Kotłów. Powrót odbył się przez źródło Łaby w Czechach – to już szlak żółty biegnący od granicy. To ciekawe miejsce z punktu widzenia mojego zainteresowania rzekami. Najsilniejsze źródło zostało wyeksponowane w formie studzienki (czemu źródła Wisły ponoć są dość ukryte? – nie widziałem ich poza internetem). Nie jest jedyne, bo widać, że z góry spływają inne, słabsze strumyki. Tu jednak umownie zaczyna się Łaba. Podobała mi się też wystawa herbów nadłabskich miast. Kontynuacja wędrówki prowadziła dalej na południe, a następnie na zachód zielonym szlakiem do Voseckiej boudy, po czym znów żółtym, ale na północ do Polski. Później towarzyszył mi czerwony przez Halę Szrenicką i wodospad Kamieńczyka – największy w Sudetach. Jeśli w mieście skręcimy w ul. Mickiewicza, to dojdziemy do kościoła pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego.

Drugą szrenicką wycieczkę – odbytą po 10 latach – w kierunku Harrachova, opisałem we wspomnianym już tekście poświęconym temu miastu. To nie są wszystkie możliwości wędrówek, szlaków jest więcej.

Została mi do opisania wędrówka z Polany Jakuszyckiej do centrum Szklarskiej Poręby, dość ciekawa przyrodniczo. Zasygnalizowałem ją w opisie Kořenova, gdyż była kontynuacją realizacji planów na 4 czerwca 2023, ale tu rozwinę temat. Wiele osób jedzie do Jakuszyc pociągiem ze Szklarskiej Poręby Górnej (z bardziej odległych polskich stacji trzeba by się przesiadać). Ja to zrobiłem wracając zza granicy. Fotografujemy więc szlaki, które zimą służą narciarzom, ale uwadze nie uniknie Dolnośląskie Centrum Sportu, choć jego klientem nie byłem. Trasa początkowo wiedzie poboczem ulicy, ale dość szybko skręcamy w lewo w dolinę Kamiennej. Droga to czerwony i zielony szlak rowerowy, lecz nie jest to jezdnia tylko dla rowerzystów, więc czy wybierzemy rower, czy nogi, to zależy od nas. Idziemy aż za tory, skręcamy w prawo i dość długo podążamy prosto. Tory ponownie przecinamy przed stacją Szklarska Poręba Huta. Na zakończenie mamy dwie atrakcje: dawną hutę Julia – szkoda, że w takim stanie (zamieściłem zdjęcie z 2013 r., wyszło ciekawsze niż 10 lat później pod słońce) i Krucze Skały.

Mimo że nieźle się rozpisałem, to na pewno i tak nie są wszystkie atrakcje. Dość więc opowieści, to i resztę zobaczcie na miejscu.

Czas zwiedzania: mając 5 – 6 dni można by przejść sporo szlaków miejskich i podmiejskich, ale jeśli mamy w planie czeskie wypady (np. Harrachov, Kořenov, Liberec), trzeba to doliczyć. Jednym ciągiem (dzień po dniu) mogłoby to pochłonąć zbyt dużo wysiłku, więc lepiej jednorazowo przyjeżdżać na parę dni, a za jakiś czas ponownie.