„Odjazdowy Bibliotekarz” – rajd rowerowy

Powiększ obraz

Oprócz jazdy komunikacją lubię także rower. Kilkakrotnie wziąłem udział w rajdzie organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną im. Adama Asnyka w Kaliszu. Wprawdzie nie ja pełniłem rolę kierownika imprezy, ale moja rola jako pracownika organizatora była o tyle specyficzna, że odpowiadałem m.in. za reklamowanie wydarzenia poprzez zaprojektowanie zaproszeń i plakatów, dystrybucję tychże materiałów informacyjnych, a ponadto miałem udział w wytyczeniu trasy. Chciałbym wyciągnąć wnioski, jakie mi się dotychczas nasunęły.

Jazda w grupie wygląda zupełnie inaczej niż indywidualnie. Rajd ten jest dość specyficzny, bowiem jego uczestnicy – inaczej niż członkowie klubów turystyki rowerowej – na co dzień nie trenują wspólnie. Peleton stanowi więc zbiorowość zawodników o różnym poziomie przygotowania, co stwarza pewne trudności organizacyjne. Jedni chcieliby jechać spacerkiem, inni – jak ja – preferują średnie tempo, jeszcze inni nudzą się, gdy jedziemy zbyt wolno. Sztuka polega na tym, aby wypośrodkować oczekiwania tak urozmaiconej grupy.

Gdy spotykamy się na mecie, uczestnicy są zadowoleni, chociaż na trasie zdarza się, że dla kogoś jest za szybko, a dla innego za wolno. Trzeba więc przyjąć pewne założenia. Według jednej teorii – nie przez wszystkich podzielanej – peleton musi się dostosować do najsłabszego. Do pewnego stopnia można się z nią zgodzić, ale co się stanie, jeśli ktoś nie może jechać nawet 10 km/h? Choć nie jestem wybitnie wysportowany, nie mogę nie zgodzić się z inną teorią, według której zupełny brak dynamiki jazdy oznacza spadek atrakcyjności imprezy. Myślę więc, że dlatego przed startem każdy powinien liczyć się z tym, iż rajd rekreacyjny to wprawdzie nie wyścigi, ale jakieś minimalne tempo musi być. Ocena, czy brać udział, czy nie, musi należeć zawsze do każdego indywidualnie.

Czasem pojawiają się uwagi co do samej trasy, ale tu można odpowiedzieć, że jej przebieg został podany w zaproszeniach i na plakatach, zatem każdy wiedział, co go czeka.

Jak widać organizacja tego typu przedsięwzięć nie jest prostą sprawą. Może trzeba w zaproszeniach pisać: poruszamy się z prędkością kilkunastu km/h, aby nikt nie był zaskoczony? A może podzielić uczestników na grupy: szybką, średnią i wolną? Wszystko jest do rozważenia, choć nigdy wszystkim się nie dogodzi. Na szczęście uczestników nie brakuje, więc chyba nie było tak źle. Oto relacja z 20 maja 2017:

http://www.mbp.kalisz.pl/art,348,170520-f3-odjazdowy-bibliotekarz#skip