Puste autobusy i pociągi – to bardzo przykry widok dla miłośnika komunikacji. Choć sam zrobiłem sobie niemal miesięczną przerwę od komunikacji miejskiej (wybierając rower w drodze do pracy), to postanowiłem wrócić mimo wszystko do autobusów. Zewsząd słychać jednak niepokojące wieści: wiele osób w najbliższym czasie nadal ma zamiar unikać transportu zbiorowego.
Stali bywalcy kaliskiej biblioteki im. Adama Asnyka mogą kojarzyć mnie jako autora wykładów i wystaw poświęconych komunikacji miejskiej i kolejowej oraz kolekcjonera biletów. Jak sprawę widzi więc osoba taka jak ja, która w branży transportowej wprawdzie nie pracuje, ale bardzo się nią interesuje?
Jeszcze do niedawna władze namawiały ludzi do przesiadania się na komunikację. Nie zawsze zachęcały do tego odpowiednią siatką połączeń, choć są miejsca, w których rozkłady poprawiły się w ostatnich kilku latach. Docenić trzeba natomiast, że sporo zainwestowano w tabor. Wiele pojazdów na ulicach i torach w niczym nie przypomina starych, niemal zabytkowych poprzedników. To ważne, że nowoczesne składy pociągów Pesa Dart rzeczywiście wypełniły się pasażerami. Co się teraz okazuje?
Autobus i pociąg są nagle przedstawiane jako rzekoma wylęgarnia wirusów, a samochód ponoć jest bezpieczną izolacją od nich (to przed koronawirusem nie było żadnych wirusów?). W komunikacji miejskiej tylko połowa miejsc może być zajęta. W praktyce jak autobusem jeździło o danej godzinie np. ok. 25 osób, ta liczba spadła do 4 – 6. O ile w zeszłym roku na peronie kaliskiego dworca na pociąg czekało kilkanaście – kilkadziesiąt osób, to obecnie widok jednego czy trzech robi przygnębiające wrażenie. Do tego komunikaty z głośnika… zniechęcające do podróży – apele o pozostanie w domach. Kolej sama siebie antyreklamuje?
Część osób może po prostu odłożyć wyjazdy na później, podobnie jak niektóre kwatery nie otworzą pokoi tak od razu (mimo zniesienia zakazu podróżowania i przyjmowania gości na noclegi). Ale sporo ludzi będzie jednak chciało wybrać się gdzieś, a inni z kolei chętnie ich przyjmą, aby zarobić.
Ile czasu zajmie nam powrót do środków komunikacji? Ja nie daję się zastraszyć i w ramach przywracania normalności zaczynam się ponownie na nie przestawiać. W końcu jeśli sami nie zwiększymy frekwencji, to nie będzie podstaw do przywracania zawieszonych kursów. Jeśli mimo pewnych reżimów sanitarnych uda się wyjechać latem na urlop (obojętnie dokąd, ale chciałbym jednak pojechać; mam wstępną rezerwację w Świnoujściu), nie wyobrażam sobie nie korzystać ze środków komunikacji. Nie tylko dlatego, że nie mam samochodu, ale przede wszystkim z wyboru.
W ostatnich dniach (30.04 i 1.05.2020) zaobserwowałem pewne optymistyczne rzeczy. Po pierwsze – w pojazdach Kaliskich Linii Autobusowych pasażerów jest trochę więcej, choć do normalności jeszcze brakuje, a Intercity od maja pomału przywraca zawieszone pociągi. To dobrze, zachęta ze strony przewoźnika być może ma szansę stać się impulsem do przejścia w stan nowej rzeczywistości. Otwarcie miejsc noclegowych też może wpłynąć na potoki pasażerskie.
Podsumowując dwa powyższe akapity: inicjatywa powinna wyjść zarówno od pasażerów, jak i przewoźników oraz organizatorów transportu. Rząd powinien zaś wprowadzić – najszybciej jak to możliwe – podwyższenie limitu pasażerów w pojeździe.
Zobaczymy, co z tego wyniknie. Niewykluczone, że będę aktualizować artykuł.
Aktualizacje:
- Przeczytałem na różnych stronach www, że przedstawiciele transportu już w drugiej połowie kwietnia apelowali o zmianę przepisów dotyczących ograniczenia liczby pasażerów w pojeździe. Zarówno dlatego, że nie będą w stanie obsłużyć wszystkich chętnych, jak i ze względu na absurd polegający na tym, że większy pojazd, ale wyposażony w mniejszą liczbę siedzeń, zabiera mniej ludzi. Premier póki co stawia opór i twierdzi, że na razie nie planuje zmian. Na razie to nie wiadomo do kiedy. Kiedyś trzeba będzie zmienić zdanie. Ciekawe, czy premier jeździ autobusami i tramwajami?