Nie udało mi się zdobyć nagrody w moim szóstym dyktandzie w karierze. Odbyło się ono 16 grudnia 2024, ale zgodnie z zapowiedzią wyniki opublikowano na przełomie stycznia i lutego 2025. Z Kalisza do Łodzi i z powrotem skorzystałem z usług Polregio. Przy okazji zobaczyłem teren dworca Łódź Kaliska, który jest wielkim placem budowy.
Co jakiś czas piszę o turystyce dyktandowej. Są i tacy, którzy jeżdżą co roku mimo wcześniejszych zwycięstw, o ile regulamin nie zabrania. Ja mam zasadę, że jeśli w danym mieście wygrywam, to uznaję imprezę za zaliczoną, przynajmniej na jakiś czas.
Łódzkie dyktando nie byłoby trudne, gdyby nie słowa o zagranicznej pisowni. Wygryzł mnie rottweiler (napisałem przez jedno t), zaszkodziło mi chorizo (napisałem przez dwa r), chyba przekręciłem nazwę jakiegoś nieznanego mi portalu. Ponadto zamiast aliażu wkradł mi się aliasz – nie znałem takiego słowa. Mimo to jestem zadowolony, bo ogólnie napisałem na miarę możliwości, w polskich słowach chyba nie myliłem się. Można nie zdobyć nagrody, ale satysfakcja jest, gdy się nie popełniło głupich błędów. Pół żartem, pół serio mówię, że aby pisać dyktanda z polskiego, trzeba najpierw nauczyć się języków obcych.
Wkrótce po poznaniu wyników dotarła do mnie smutna informacja o śmierci mojej polonistki i wychowawczyni ze Szkoły Podstawowej nr 16 w Kaliszu – Krystyny Miłek. Właśnie jej zawdzięczam zainteresowania językowe i tropię błędy w przestrzeni publicznej oraz w mediach. To druga z ulubionych nauczycielek, która zmarła w ostatnim czasie.
Nie mam tekstu dyktanda, ale w załączeniu zamieszczam oryginalny wpis z toalety na Uniwersytecie Łódzkim.