Od 28 marca 2022 można legalnie wejść do autobusu bez ścierki na twarzy! Wielu twierdziło, że obowiązek maskowania się cały czas był nielegalny. Rządzący się obudzili, że pewne obostrzenia i tak nie są za bardzo przestrzegane. Uważam, że pomimo narzucanych represji Polska mimo wszystko była dla Europy przykładem do naśladowania w kwestii nastawienia obywateli (nie wszystkich, ale na szczęście wielu) do tego cyrku.
Jak donosiły media (osobiście za granicą nie byłem od października 2020), cywilizowana Europa Zachodnia przestrzegała zasad sanitarnych i paszportów covidowych. Ja uważam, że cywilizowana Europa to jest bardziej u nas, bo miliony ludzi mają gdzieś obostrzenia, a jeśli gdzie indziej pokornie godzono się na to szaleństwo, to świadczy o upadku moralnym ICH cywilizacji, a nie naszej. Owszem, zdyscyplinowanie społeczeństwa obywatelskiego to ładna sprawa, ale rozsądek mówi, że trzeba się dyscyplinować właśnie w walce z głupimi obostrzeniami, a nie grzecznie ich przestrzegać.
Gdyby restaurator czy hotelarz przepytywał Polaków o paszporty covidowe, pewnie usłyszałby takie słowa, że po tygodniu nie wytrzymałby tego psychicznie. I bardzo dobrze! O ile w krajach zachodnich certyfikaty funkcjonowały, to Polacy mogą być dumni z tego, że u nas było w miarę możliwości normalnie. Oczywiście nie było normalne zamykanie lasów czy lockdowny, ale normalna była buntownicza postawa społeczna. Jeśli Włosi czy Francuzi dali sobie narzucić terror (ponoć pokornie nosili niewiele dające kagańce-maski, podczas gdy Polacy pokazali, że ich miejsce jest na brodzie), to nie świadczy dobrze o nich. Wiem, na Zachodzie też ludzie protestowali, ale to w Polsce sprzeciw społeczny był skuteczniejszy. Przynajmniej tak wynika z informacji, które mam. U nas żadne certyfikaty nie przeszłyby na większą skalę. Choć lubię solidność, to w tej kwestii przyznaję, że uratowała nas słowiańska mentalność.
Nawiązując do tematyki witryny – ja nie zrezygnowałem z żadnych podróży. Czasem musiałem zmieniać terminy, ale wycieczki wielodniowe odbyłem zgodnie z planem. W miejscach noclegowych nikt nie pytał mnie, czy przyjąłem kilka dawek podejrzanego preparatu. Niestety na stronach internetowych niektórych obiektów (na szczęście nielicznych), jak chociażby Domu Pojednania i Spotkań im. Maksymiliana Kolbego w Gdańsku, który kiedyś odwiedziłem, są haniebne, apartheidowe informacje o wymogu posiadania certyfikatu. Tego miejsca ponownie prędko nie odwiedzę.
W pociągach nieraz widziałem ludzi bez masek, a i sam – mogę chyba już się przyznać – nie zawsze nosiłem. Zwłaszcza, gdy było mniej ludzi albo gdy byłem otoczony swoimi, tzn. niezamaskowanymi. Nawet, gdy zakładałem, robiłem to niedokładnie, aby ułatwić oddychanie. Maska chroni przed mandatem, a nie wirusem.