W miniony weekend byłem na dwóch imprezach plenerowych. Na obie dotarłem rowerem, ale chciałem się skupić na pseudopandemicznych obostrzeniach. O ile na pierwszej z nich, w kaliskim Parku Przyjaźni, wystarczyło siadać co drugi rząd, to na drugiej – w podkaliskiej wsi Russów, ochrona nakłaniała do zakładania masek.
To wzbudza moje zastrzeżenia. Jeśli ktoś nie może zasłaniać twarzy, to z jakiej racji ma się tłumaczyć obcemu człowiekowi, niebędącemu lekarzem, ze swoich dolegliwości? Sprawy zaszły za daleko. Przypominam, że impreza była na powietrzu.
Czy ktoś jeszcze wierzy w tę pandemię? Wirusów nie da się wyłapać z powietrza – były i będą. Ta cała maskarada ma na celu tylko to, abyśmy żyli w strachu. Nadopiekuńcze rządy chcą pokazać, jak to dbają o obywateli. Maska noszona pod przymusem jest dla mnie symbolem upodlenia człowieka.