Nie najgorzej, choć sam sprzęt nie zrobi z każdego rowerzysty Rafała Majki. Wpis będzie kontynuacją czerwcowego, poświęconego zmianie roweru.
Przypomnę, że po roku jazdy rowerem marki Indiana postanowiłem go zmienić ze względu na niemożność pokonywania dotychczasowych tras.
Pod koniec sezonu, po trzech miesiącach korzystania z nowego sprzętu, mogę napisać pewne podsumowania. Udało mi się przywrócić dawny zasięg 25 – 30 km od Kalisza. Nie uległ natomiast zwiększeniu. Na dłuższe trasy nie czuję się jednak na siłach. Mój organizm nie ma aż takiej wydolności. Jeździ się lepiej, niż dotychczas, ale zmieniając sprzęt na nowocześniejszy nie można więc zakładać, że rower będzie za nas jeździł (jest to pojazd bez wspomagania elektrycznego). Zawodnika da się wytrenować do pewnego stopnia, ale jeśli nie urodził się z pewnymi predyspozycjami, to na trasy stu, kilkusetkilometrowe czy dalsze niech się nie wybiera. Właśnie czytałem o rowerzyście, który znów jedzie do Southampton (tym razem z Rzymu, poprzednio z Kalisza). Jak ktoś ma siłę, to proszę bardzo, ja nie wybrałbym się w taką podróż nawet na takim pojeździe jak mój.
Udało się odbyć jedną podróż kolejowo-rowerową: Kalisz – Pleszew pociągiem (stacja jest w Kowalewie), powrót do domu rowerem. Myślę, że w kolejnych latach od czasu do czasu też będę sobie tak uatrakcyjniać mapę wycieczek. To daje możliwości dotarcia dalej od domu, rozpoczęcia trasy daleko, ale z zapasem sił. Także w miejsca wykluczenia komunikacyjnego. W chwili pisania tekstu Jarosławowe autobusy coś nie opanowały Wielkopolski, bo samorządowcy widzą rozmaite trudności w pozyskaniu środków na dofinansowanie kursów.
Co do samej techniki jazdy – z początku testowałem wiele biegów (rower ma teoretycznie 24 przełożenia, ale oczywiście niezalecane jest krzyżowanie łańcucha). Dziś niewiele korzystam z największej tarczy przy pedałach (nr 3), a więc najszybszych i najcięższych biegów. Jazda na nich powoduje dość odczuwalne później obciążenie dla moich nóg, a więc biegi te przeznaczone są dla bardziej wyczynowych rowerzystów. Mój ulubiony układ łańcucha to bieg 2-4. Prędkość zadowalająca – przeciętnie 16 – 17 km/h na płaskim terenie, w zależności od wiatru może być więcej lub mniej. Przyjemna jazda, bez przesadnego zmęczenia, wygodne ruszanie. Korzystam też często z 2-3 i 2-5, a na wzniesieniach od 1-1 (najlżejszy) do 1-3.
Trzeba było też solidnie wyregulować ułożenie kierownicy i siedzenia, co zmniejszyło mrowienie w palcach rąk, choć jeszcze w lewej dłoni jest trochę odczuwalne.
Podsumowując: zakupiony sprzęt jest proporcjonalny, a nawet nieco bardziej zaawansowany technicznie, patrząc na możliwości mojego organizmu co do szans wykorzystania zalet sprzętu. Irracjonalne byłoby kupowanie droższego roweru, wiedząc, że nie będę w stanie w pełni sprawdzić, co mu fabryka dała.