Pisałem, że cieszę się z wprowadzenia przyspieszonych pociągów relacji Kalisz – Poznań. Kilka razy z nich skorzystałem – turystycznie oraz w delegacjach – i jestem zachwycony. Czas podróży to ok. półtorej godziny. Szkoda, że są tylko dwa dziennie.
Choć kaliskim PKS-em też miło się jeździ, to nazywanie linii autobusowej pokonującej trasę pomiędzy dwoma największymi miastami Wielkopolski w czasie o ponad godzinę dłuższym pospieszną, jest sporym nadużyciem. Takie połączenie jest dobre dla miejscowości oddalonych od torów, a nie do przejechania całej trasy. Za to pociąg nie musi zjeżdżać z obwodnic i przebijać się do dworów jak autobus, bo ma tory. Jedyny minus to lokalizacja kaliskiego dworca kolejowego. PKS zaś zatrzymuje się na mieście. Mimo to różnica czasowa i tak jest znaczna na korzyść kolei.
Calisia i Andrut – to one okazały się strzałem w dziesiątkę. Mają dobrą frekwencję – w Kaliszu, który jest ostatnią stacją, wysiada kilkadziesiąt osób (z Calisii czasem chyba i więcej).
Czekam na kolejne połączenia Kolei Wielkopolskich. Skoro do Wągrowca i Wolsztyna jest ich więcej, to czemu nie do Kalisza?