(woj. lubelskie, pow. Lublin)
Lublin to drugie po Szczecinie miasto wojewódzkie, którego opis postanowiłem zamieścić na swojej stronie. Mój tekst nie będzie jednak przewodnikiem po całym mieście, które ogólnie jest dość popularnym celem turystycznym. Postanowiłem skupić się na miejscach, które nie każdy odwiedza, oraz tych, które szczególnie chciałbym polecić. W odróżnieniu od większości moich relacji, ta powstała dopiero dwa lata po pierwszej wycieczce, pod wpływem lubelskich inspiracji, które towarzyszyły mi w tym czasie. W końcu – jak oznajmia napis na biletach komunikacji miejskiej – Lublin to miasto inspiracji.
Pierwszą podróż z Kalisza do Lublina odbyłem 3 lipca 2012 roku pociągiem TLK Józef Czechowicz, nazwanym tak na cześć lubelskiego poety. Tutejszy organizator komunikacji to Zarząd Transportu Miejskiego. Lublin posiada linie autobusowe i – uwaga – trolejbusowe. Jeśli ktoś nie jechał trolejbusem, to tutaj ma szansę to zrobić. Pojazd ten nie jest w Polsce zbyt popularny (zobaczyć go można jeszcze na ulicach Tychów, Gdyni i Sopotu), zatem stanowi dla przyjezdnych niezwykłą atrakcję.
Lublin był dla mnie ponadto bazą wypadową do Lubartowa, Kozłówki i Puław.
Pierwszym miejscem, którego odwiedziny szczególnie polecam, jest Dworek Wincentego Pola. Dotarłem tu dzień po przybyciu, czyli 4 lipca. Szczerze mówiąc, niewiele wiedziałem o dorobku tego poety i geografa, w szkole raczej nie mówiło się o nim. Mam jednak zwyczaj przed przyjazdem zasięgać informacji o rozmaitych obiektach do zwiedzania, dlatego dworek nie umknął mojej uwadze na planie miasta. Budynek niedaleko od centrum (ul. Kalinowszczyzna), a mimo to turystów nie widać.
Po wejściu dowiedziałem się, że jestem pierwszym zwiedzającym w tym miesiącu. Podczas zwiedzania pracownica muzeum opowiedziała mi o ciekawej postaci, jaką był Pol. Dla jednych bardziej poeta, dla innych geograf. Jako osoba, która interesuje się zarówno geografią, jak i literaturą (choć sam ani wierszy, ani powieści nie tworzę, ale pracuję w bibliotece), z zainteresowaniem wysłuchałem tych opowieści. Będąc w świecie globusów, ksiąg i rękopisów, czułem się w swoim żywiole. Ciekawostką był portret Pola autorstwa św. Brata Alberta. Przewodniczka twierdziła, że niektórzy widzą na nim domalowanego diabełka, ona jednak go nie dostrzega. Mimo uważnego przyjrzenia się dziełu, ja także nie zobaczyłem ukrytej postaci.
Ślady Pola znajdziemy także w centrum. Przy ul. Grodzkiej jest dom, w którym poeta/geograf urodził się, a na jednej z kamienic Rynku zobaczyć można jego wizerunek (oprócz Jana Kochanowskiego, Sebastiana Klonowicza i Biernata z Lublina). To miejsce kaliszaninowi kojarzy się z kaliskim rynkiem, na którym są wizerunki Adama Asnyka, Marii Dąbrowskiej, Marii Konopnickiej i Stefana Szolca-Rogozińskiego (z tą różnicą, że w Kaliszu są płaskorzeźby).
Po powrocie do Kalisza baczniej zwróciłem uwagę na dorobek Wincentego Pola. Zacząłem czytać jego poezje. Tak się złożyło, że biblioteka, w której pracuję, prezentowała wystawę „W krwawym polu srebrne ptaszę…O czym mówią pieśni Powstania Styczniowego”, w tytule wykorzystany został więc cytat z wiersza poety.
Drugim ważnym obiektem, który chciałbym szczególnie polecić, jest Muzeum Literackie im. Józefa Czechowicza przy ul. Złotej (centrum miasta). Czechowicz to już inna literatura i inne czasy, ale także ciekawy życiorys. Jego twórczość, choć może trudniejsza w odbiorze, jest mi bardzo bliska z racji zainteresowania pojazdami komunikacji publicznej, które w twórczości tego poety występują bardzo często, o czym obszerniej piszę w „Encyklopedii miłośnika transportu zbiorowego”. Lublin uhonorował poetę placem jego imienia, na którym znajduje się pomnik.
Moje inspiracje Czechowiczem polegają na wykorzystywaniu jego twórczości do swojej działalności zwanej „edukacją transportową”, czyli promowaniu komunikacji publicznej poprzez wykłady i wystawy. Zdarza się, że po powrocie z jakiejś miejscowości poznaję dzieła literatów z nią związanych. Tak jak w 2013 roku po podróży do Szklarskiej Poręby i Jeleniej Góry zaczytywałem się w książkach Gerharta Hauptmanna, tak rok wcześniej Lublin zapamiętałem jako miasto Pola i Czechowicza.
Trzecie miejsce, do którego warto się wybrać, to Muzeum Wsi Lubelskiej przy alei Warszawskiej. Mimo pewnej odległości od centrum nie brakuje turystów, którzy decydują się przyjechać zobaczyć chaty, zagrody czy wiatraki. Jest co oglądać. W pobliżu zobaczymy też Ogród Botaniczny Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej przy ulicy Sławinkowskiej.
Gdy zapragniemy zrobić przerwę w zwiedzaniu, polecam kąpiel w Zalewie Zemborzyckim, utworzonym na Bystrzycy. Podczas mojej wizyty była przyjemna, ciepła woda, ale i tak wiele osób wybierało nadbrzeżny basen, choć zapach chloru aż przyprawiał o ból głowy.
Drugi mój pobyt na Lubelszczyźnie miał miejsce w dniach 4 – 12 sierpnia 2016, a zwiedzanie samego Lublina przypadło na 6 i 7 sierpnia. To miasto, do którego chętnie się wraca. Tym razem skorzystałem z eleganckiego składu pociągu IC Konopnicka. Bilety zakupione z wyprzedzeniem kosztowały 30% taniej. Ponadto zrobiłem jednodniowy wypad do Chełma.
Pobyt umożliwił mi skorzystanie z tych atrakcji, których nie udało się poprzednio zaliczyć z powodu ich niedostępności w związku z remontami lub po prostu z braku czasu. Chodzi tu o część zamku, Muzeum Historii Miasta i Lubelską Trasę Podziemną.
Ponadto w międzyczasie dowiedziałem się o kursujących w wakacyjne niedziele turystycznych liniach: trolejbusowej i autobusowej. Tego przepuścić nie mogłem, ta wiadomość zdopingowała mnie do przyjazdu. Trolejbus ZIU 9UP zwiany jest ZIU-tkiem, a autobus Jelcz 272 Mex Gutkiem. Przejażdżki odbyłem jedna po drugiej, a trasy obu pojazdów różniły się. Podczas mojej wizyty obowiązywały te same bilety, co na zwykłych liniach.
Myślę, że na tym się nie skończy i jeszcze tu wrócę, gdyż na Lubelszczyźnie jest sporo ciekawych miejsc. Nie udało mi się przybyć w terminie Carnavalu (albo po prostu: Karnawału) Sztukmistrzów, więc miałbym co oglądać.
Czas zwiedzania Lublina (nie tylko opisanych tu atrakcji, ale także m.in. starówki, Majdanka, zamku): 4 – 5 dni.