Łańcut

(woj. podkarpackie, pow. łańcucki)

Łańcut - herb

Pobyt w Rzeszowie zaowocował nie tylko zwiedzeniem stolicy Podkarpacia, ale i okolic. Do Łańcuta dojechałem busem 9 lipca 2022, a wróciłem pociągiem. Miasto nie jest duże i nie ma własnej komunikacji.

Bus z Dworca Lokalnego w Rzeszowie zawiózł mnie na skrzyżowanie Piłsudskiego i Cetnarskiego w Łańcucie. Na planie miasta miałem tam zaznaczony dworzec, ale tak naprawdę to było targowisko z wyznaczonymi stanowiskami dla pojazdów, więc nawet nie fotografowałem tego miejsca.

Później, w miarę posuwania się na wschód ulicą Piłsudskiego, zaczęło robić się coraz ciekawiej. Nawet takie obiekty jak urzędy: Skarbowy i Pracy to całkiem ładne budynki, dlatego wycelowałem w nie aparat.

Skręcamy w lewo w ul. Królowej Elżbiety. Już jesteśmy na placu Sobieskiego, ale nim zajmę się trochę później. Najpierw kolejny plac – Rynek. Na nim mamy karetę, która przez źródła jest zwana powozem Potockich. Opuszczając Rynek Dominikańską rzuca się w oczy siedziba Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Na stronie tej instytucji doczytałem, że to dawny kościół i klasztor oo. Dominikanów.

Kawałek dalej z prawej strony przy ul. Farnej zobaczymy kościół pw. św. Stanisława Biskupa. Później idziemy w prawo Jagiellońską, a następnie także w prawo Moniuszki. Dochodzimy do Miejskiego Domu Kultury. Przed nim znajduje się także obelisk poświęcony pamięci jeńców hitlerowskiego obozu przejściowego.

Kierujemy się z powrotem do centrum ulicą Kościuszki. Idziemy już obok parku, ale do niego wstąpimy za chwilę. Trzeba jeszcze wspomnieć o Muzeum Historii Miasta i Regionu u zbiegu z Zamkową (bilety kupuje się w kasie zamkowej – szczegóły nieco niżej). Kawałek dalej skręcamy w lewo na wspomniany już plac Jana III Sobieskiego. Na nim uwagę zwracają fortepian upamiętniający 60-lecie Muzycznego Festiwalu w Łańcucie oraz ławeczka Stanisława i Jana Cetnarskich. Siedzibę ma tu także Urząd Miasta. Niedaleko skrzyżowania z ul. 3 Maja znajduje się synagoga. Z uwagi na godziny otwarcia zwiedziłem ją po południu (bilety dostępne w środku).

Teraz główna atrakcja miasta – zamek. Kasa zamkowa znajduje się w maneżu (miałem dylemat, czy to rodzaj męski, czy żeński, ale źródła częściej podają męski) przy ul. 3 Maja, po południowej stronie ulicy (zamek jest po północnej), podobnie jak stajnia i wozownia (kawałek na wschód). W maneżu są też sklepy z pamiątkami i gastronomia. Bilety na poszczególne ekspozycje kupuje się na konkretne godziny. Uprzedzam, że trzeba sobie wybrać kilka pozycji z oferty, bo dostanie się na wszystkie w jeden dzień graniczy z cudem mając na uwadze czas zwiedzania każdej z nich i liczbę dostępnych biletów. Trochę tak jak z krakowskim Wawelem. Trudno byłoby od rana do wieczora biegać od jednej wystawy do drugiej.

Ja dostałem się na cztery ekspozycje: II piętro zamku, oranżeria, I piętro + stajnia i wozownia (karnet), zatem otrzymałem trzy bilety. Na każdym z nich była podana godzina wejścia, a na mapce lokalizacja. Żałuję zwłaszcza, że nie udało mi się zobaczyć już Historii Miasta i Regionu. Z konieczności odpuściłem sobie m.in. storczykarnię czy łaźnie rzymskie, ale wcześniej wiedziałem, że tego już nie zdążę zobaczyć.

Jak wspomniałem, do Rzeszowa wróciłem pociągiem. Na położoną w północnej części miasta stację można iść Grunwaldzką i Żeromskiego, ja poszedłem Kościuszki i Sikorskiego na Kolejową. Oznaczenia na mojej mapie i w Google’u różnią się, więc na pewnych odcinkach wspomniany szlak mógł przybierać jeszcze inne nazwy. Po drodze minąłem siedzibę Państwowej Straży Pożarnej, natomiast zrobione pod słońce zdjęcie pomnika św. Floriana nie wyszło mi szczególnie, więc nie zamieściłem go.

Czas zwiedzania: 1,5 – 2 dni. Mimo małych odległości mnogość atrakcji sprawia, że Łańcut jest nie do zwiedzenia w 1 dzień.