Zdarzyło się Państwu nie dotrzeć na uroczystość rodzinną z powodu niemożności dojazdu? Mnie tak. Bywa, że naprawdę trudno byłoby ją dostosować do rozkładu, ale chciałbym tu rozważyć nieco inną sytuację. Chodzi mianowicie o nastawienie gospodarzy do gości.
Z prawej: fragment zaproszenia na moje spotkanie, zawierającego wskazówki co do sposobu dojazdu komunikacją publiczną
Mam wrażenie, że organizując chrzciny, imieniny czy śluby, ludzie już nie przejmują się za bardzo, czy goście będą mieli czym dotrzeć. Wesela na odludziu, stypa na przeciwległym końcu miasta względem cmentarza – co za problem? No bo przecież każdy ma samochód. Nieprawda? No tak, ten miłośnik komunikacji Marcin, oferma jeden, nie kupił sobie auta i będzie lamentować, że nie ma czym przyjechać. Może go ktoś przywieźć? Ma ktoś wolne miejsce w samochodzie? Nie? A to pech. Może zrobimy zrzutkę i kupimy mu samochód? Nie przyjmie? Dlaczego? No tak, utrzymanie jest dla niego za drogie i mówi, że nie opłaca mu się posiadać auta, żeby raz w roku nas odwiedzić. Dialog wymyśliłem sobie, ale sądzę, że (niestety) odzwierciedla on mentalność wielu ludzi.
W ferworze przygotowań nie powinniśmy zapominać, że goście muszą jakoś dotrzeć. W nowoczesnym kraju pojazdem pierwszego wyboru mogłaby być komunikacja publiczna. Uważam, że szacunek do gościa wymagałby następujących zachowań:
- Dostosowania w miarę możliwości miejsca i czasu imprezy do rozkładu jazdy. Jeśli wiemy, że pociąg przyjedzie o 14.05, a z dworca trzeba dojechać 15 minut autobusem, nie zapraszajmy na 14.00.
- Podania w zaproszeniu podstawowych informacji o rozkładzie jazdy. Czym gość przyjedzie, to jego wybór, ale pokażmy mu swoją uprzejmość. Nazwałbym to uprzejmością komunikacyjną.
Spotkałem się z takim przypadkiem: prowadzący niedawno zakończone turystyczne Kaliszobrania Piotr Sobolewski, choć sam przyjeżdżał samochodem (musiał przywozić rozmaite materiały), informował w prasowych ogłoszeniach o sposobie dojazdu i zazwyczaj czekał na przyjazd autobusu, z czego korzystałem. Ja również na zaproszeniu na jeden ze swych wykładów zamieściłem takie informacje.
Dopiero w przypadku niemożności zorganizowania imprezy w sposób umożliwiający wszystkim chętnym dotarcia komunikacją z uwagi na słabą jakość połączeń, znajdźmy dla nich inne możliwości przybycia. Wówczas również dobry obyczaj nakazałby spytanie się, czy mają czym dojechać.
Gdy wiemy, że 90% uczestników uroczystości mieszka w miejscowości A, to – o ile to możliwe – zróbmy ją właśnie w niej lub w pobliskiej dobrze skomunikowanej, jeśli taka istnieje. Jak ktoś będzie chciał wyjść, to pójdzie sobie na przystanek, ewentualnie weźmie taksówkę, jeśli autobusu nie będzie. Unikniemy sytuacji, w której ktoś został uwięziony i musi czekać, aż cała załoga samochodu się zbierze, ewentualnie aż ktoś łaskawie go odwiezie. To naprawdę jest kłopotliwe (i to dla obu stron), gdy jedni chcą biesiadować w nieskończoność, a inni czują się trzymani na siłę. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdą uroczystość można zaplanować tak, aby wszystkim dogodzić. Zwłaszcza, gdy goście pochodzą z różnych stron.