Pod takim tytułem ukazał się kolejny artykuł prof. Wojciecha Bąkowskiego w piśmie „Komunikacja Publiczna” nr 3/2018.
Tytuł ciekawy, toteż obiecywałem sobie po nim więcej. Tym bardziej, że zapowiadał niezwykle ważną problematykę. Wykluczenie społeczne jest wszak związane z komunikacyjnym (transportowym). Brak mobilności może utrudnić znalezienie pracy, o czym przekonałem się kilkanaście lat temu.
Profesor – jak wynika z wcześniejszych moich wpisów – jest najbardziej kontrowersyjnym autorem na łamach czasopisma. Nie inaczej było i tym razem. Początek był jeszcze obiecujący, np.
Przedstawiciele strony podażowej – przewoźnicy i politycy – posługując się tymi pojęciami w dyskusji, pragnęli podkreślić, że do mieszkańców na obszarze zwanym „białą plamą” nie dociera komunikacja zbiorowa. Brak komunikacji zbiorowej wyklucza tych mieszkańców z dostępności do zakupów, kultury, oświaty, pracy, służby zdrowa, a nawet przerywa więzi rodzinne.
Później pojawił się sceptycyzm:
W żadnym z opracowań naukowych nie uzasadnia się wykluczenia społecznego jako wyniku braku dostępności do usług transportu zbiorowego. Natomiast pojęcie „biała plama” jest tak enigmatyczne, że nie wiadomo, jak je interpretować logicznie. Może ono działać na wyobraźnię, że jest to wieś, miasteczko o bardzo słabym zaludnieniu, gdzie tli się życie mieszkańców na obrzeżu cywilizacji. Jeśli dotrze tam transport zbiorowy, to wspomoże on mieszkańców do podęcia bardziej mobilnego działania. Będzie im łatwiej pokonać przestrzeń, aby zaspokoić swoje potrzeby w zakresie zakupów, szkoły, leczenia, więzi rodzinnych, kultury, sportu. Wykluczenie społeczne to nieuczestniczenie w działalności gospodarczej, politycznej kulturalnej z powodu braku dóbr oraz deprywacji (braku chęci do zaspokojenia swoich potrzeb). Spośród dziewięciu wskaźników GUS określających brak możliwości materialnego zaspokojenia potrzeb gospodarstwa domowego ze względów finansowych nie wymienia się usług przewozowych, a jedynie brak samochodu osobowego. Psychologowie nie dostrzegają w badaniu potrzeb gospodarstw domowych braku dostępu do usług transportu zbiorowego jako czynnika sprzyjającego wykluczeniu społecznemu.
Utworzenie sieci przewozów użytku publicznego obejmującej miejscowości, które nie zgłaszają popytu (dlatego tam już nie ma obsługi transportem zbiorowym) pomimo niskich cen taryfowych nie napełnią autobusów. Powiązanie komunikacyjne „białej plamy” z większą miejscowością w jakimś nikłym procencie spowoduje zwiększenie mobilności zamieszkałych tam osób, ale nie tych, którzy sami się wykluczyli społecznie.
Tu prof. Bąkowski odchodzi od głównego tematu, możemy przeczytać m.in.:
Natomiast ustawa w niewątpliwy sposób stworzy warunki do dofinansowania przewoźników realizujących nierentowane przewozy, zarówno będących własnością samorządów terytorialnych, jak i inwestorów prywatnych. Szczególnie skorzystają z tego przewoźnicy będący własnością samorządów. Wiele samorządów pokusiło się o zakup za symboliczne kwoty upadających państwowych przedsiębiorstw PKS. Z obserwacji wyników tych samorządowych spółek wyłania się nie najlepszy obraz ich działalności gospodarczej. Ciągle podlegają restrukturyzacji i uzyskują ujemne wyniki finansowe. Pomimo sprzedaży nieruchomości, ograniczenia potencjału przewozowego dokapitalizowania do zakupów taboru, uruchamiania dodatkowej działalności, pomocy społecznej nie osiągają wyników finansowych zapewniających płynność finansową i zdolność do odnowy taboru. Eksploatują nadmiernie zużyty tabor bez perspektywy jego odnowy. Ustawa w swoich założeniach ma zbliżony model zarządzania do miejskiej komunikacji zbiorowej. Organizator ustala sieć i rozkład jazdy oraz poprzez przetarg cenę, a dla własnego podmiotu cenę gwarantującą przyzwoitą marżę, po której będzie kupował wozokilometry. Ten model doprowadził w miastach do tego, że dopłaty wzrastają o coraz większe kwoty, a przychody maleją (tylko wyjątki potwierdzają tę regułę) i przewoźnicy miejscy nie obawiają się upadłości. Wręcz przeciwnie, zatrudnienie nie jest zagrożone, płace z reguły są ponadprzeciętne w transporcie zbiorowym, liderzy zarządzający (rady nadzorcze, zależne od zwycięskiej opcji politycznej) i związków zawodowych są od lat ci sami, a jedynie tabor i systemowe rozwiązania są przestarzałe. Zespoły te nie są narażone na ryzyko co do przyszłości, ponieważ przewozy miejskie są z założenia deficytowe.
Podsumowując – nie twierdzę, że zawarte w artykule tezy są zupełnie pozbawione podstaw, ale po tytule spodziewałem się innego opracowania, tzn. poświęconego dramatom miejscowości, których mieszkańcy nie mogą odwiedzić rodziny w sąsiednim mieście czy wsi, zdobyć pracy przez brak komunikacji, podróżować itp. Tymczasem znalazłem jedynie przykład podszczecińskiej wsi, której brak komunikacji rzekomo… nie zaszkodził (tu go nie zacytowałem, zapraszam do przeczytania całości pod linkiem na początku wpisu). Rozczarowałem się, choć mając na uwadze lekturę wcześniejszych tekstów autora moje oczekiwania były nieuzasadnione. W zasadzie na takie podejście do sprawy powinienem być przygotowany.