Jesteś tutaj:

Autor: Marcin

Media donoszą, że prezydent Sopotu Jacek Karnowski wprowadził premię 50 zł dla urzędników, którzy będą przyjeżdżać do pracy rowerem lub komunikacją miejską. Zainteresowanie jest spore. Polsko, bierz przykład!

Poszedłem ubezpieczyć mieszkanie. Agentka ubezpieczeniowa pyta się: – Czy ma pan ubezpieczony u nas samochód? – Nie mam samochodu. – A to szkoda, mógłby pan liczyć na zniżki – najwyraźniej źle mnie zrozumiała. – Ale ja w ogóle nie mam samochodu.

No proszę, posiadanie samochodu dla niektórych jest tak oczywiste, jak potrzeba jedzenia, picia i oddychania.

Na prowadzonym przez Dariusza Mencla spotkaniu poświęconym komunikacji dowiedziałem się, iż podczas niedawnej debaty w ratuszu (dotyczącej spraw transportu miejskiego w Kaliszu) padła sugestia, że skoro kaliszanie lubią jeździć swoimi samochodami, to czemu nie ulec temu zjawisku? Po co tworzyć ułatwienia dla komunikacji? Pomyślałem sobie: No to mamy „XXI wiek”. W tym mieście niektórzy mentalnie są chyba ze sto lat wstecz. Jeszcze trochę, a trzeba będzie do słowa „park” dodać końcówkę -ing, czyli przerobić parki na parkingi, bo kierowcy nie będą mieli gdzie stawać…

Jak co dzień jadę autobusem 22 do pracy. Wsiada jakiś facet, który zaczyna głośno rozmawiać i śmiać się przez telefon. Brzmiało to mniej więcej tak: Jadę ostatni raz autobusem do pracy. Nie, ostatni raz autobusem. Chciałbym ostatni raz do pracy. Dzisiaj po południu znów będę miał samochód.

A ja myślę sobie: Jak to możliwe, że w XXI w. ludzie potrafią myśleć w sposób tak zaściankowy. Ma człowiek autobus do pracy i zamiast się cieszyć, to nie może się doczekać rozstania z nim.

Na przycmentarny przystanek podjeżdża auto, otwierają się drzwi i słychać dialog z pasażerką czekającą pod wiatą: – Kiedy masz autobus? – Zaraz. – Jedź z nami. – Nie jadę!

Cóż za odwaga, prawda? Dać kosza podwozicielom to obecnie wyczyn!

Polskie Radio, „Klub Trójki” – gość programu, Katarzyna Klejnocka, zakończyła audycję stwierdzeniem, że ma zbyt mały samochód, aby cała rodzina mogła podróżować razem i zawsze ktoś zostaje w domu.

„Życia Kalisza” zamieściło artykuł, z którego wynika… jakie to śmieszne! 70% dzieci z pewnej szkoły jest dowożonych przez rodziców! Tak mnie to rozbawiło, że zamieściłem komentarz:

Ha, ha, 70% dzieci jest dowożonych przez rodziców! Pęknę ze śmiechu! Rozumiem pierwszoklasiści czy niepełnosprawni, ale zdrowi? Do czego to podobne, że nie mogą sobie dojść chociaż z przystanku? Jak tu się dziwić, że później mamy najmłodszych rencistów? Może jeszcze będziecie zanosić dzieciarnię na rękach do klasy? Nauczyciele też muszą się wozić? Ja jeżdżę do pracy autobusem. Ani grosza nie dałbym na te fanaberie parkingowe, lepiej przeznaczyć środki na dożywianie, sport i edukację. Tylko nie piszcie, że czasy się zmieniły i dowożenie autem jest nowocześniejsze od jeżdżenia autobusem, bo takie komentarze śmieszą mnie najbardziej. Świadczą o zacofaniu piszących. Nawet papież Franciszek jako kardynał jeździł komunikacją miejską i jakoś nie urągało to jego godności. Ale Polak musi się pokazać z własnym dobytkiem. A jeśli już rodzicom tak zależy na tej „nowoczesności” parkingowej, to niech robią ją za własne pieniądze (tylko czy nie lepiej wydawać na bardziej pożyteczne cele?). Miasto ma ważniejsze problemy niż dowożenie dzieci pod same drzwi szkoły. Też byłem uczniem i jakoś chodzenie mi nie zaszkodziło.

W lipcu zlikwidowano mi poranny kurs do pracy! Woził średnio kilkanaście osób, ale pasażerowie byli bardzo zmotywowani do walki o jego przywrócenie. Udało się – ich i moje protesty zaowocowały tym, że od września kurs wraca – zamiast linii 5 będzie 22.

48. edycja Kaliszobrania – imprezy przygotowanej przez kaliskich przewodników. Jak zwykle, gdy jest to spotkanie poza centrum miasta, organizatorzy dostosowali je do rozkładu jazdy autobusów i jeszcze poinformowali wcześniej w mediach, którą linią dojechać. To jest klasa!

PS. Nie byłem jedyny, który przyjechał tam autobusem.

W telewizyjnym „Magazynie Miejskim” wiceprezydent Kalisza przedstawił wnioski z ankiet przeprowadzonych wśród mieszkańców. Najbardziej przykre dla takiego MKM-a jak ja było to, że 54% spośród osób niekorzystających z usług miejskiego przewoźnika stwierdziło, iż tak kocha własne pojazdy, że za nic w świecie nie przesiądzie się na komunikację miejską, bez względu na jej jakość. Mimo to myślę, że choć część z nich mogłoby zmienić zdanie, gdyby transport publiczny rzeczywiście był lepszy. Zdaję sobie sprawę, że jednak nie każdy da się przekonać.

Do góry