Wkręciłem się w turystykę dyktandową, bo taka w Polsce też istnieje. Po sukcesie u prof. Miodka tym razem wróciłem bez nagrody.
Na razie wygrywam co drugie: 2. i 4.podejście okazały się bardzo udane, a 1., 3. i 5. nie przyniosły żadnych nagród.
Mimo to moja praca nie była zła. Do 3. miejsca zabrakło mi jednego błędu mniej, a do pierwszego dwóch. Miałem więc kontakt z czołówką. Miło jest mieć świadomość, że to konkurencja była silna, a nie ja słaby. Zwycięzca miał 2 ortograficzne i 0 interpunkcyjnych, 2. miejsce odpowiednio 2/2, 3. to 3/0, a ja 4/0, z czego dwa prawdopodobnie w niemieckim nazwisku, w którym usłyszałem nie ten umlaut, co trzeba.
Niedawne dyktando katowickie (Ogólnopolski Konkurs Ortograficzny „Dyktando”), najtrudniejsze w Polsce, odpuściłem sobie, a wybrałem taką imprezę, na której jest szansa (pewności nie ma nigdy).
We Wrześni byłem już w tym roku, ale tym razem nadrobiłem pewną zaległość. Dowiedziałem się, że przy ul. Kaliskiej jest makieta kolejowa i wystawa plenerowa, upamiętniająca istnienie tu kiedyś stacji wąskotorowej Września Miasto.
Nocleg miałem w Mansardzie, bo nie chciałem wracać w nocy, a dyktando było wieczorem, 28 października. Czas oczekiwania na wyniki umiliło spotkanie z Marcinem Margielewskim.
Zaktualizowałem opis miasta.