Tyle złego dla turystyki, co obecny rząd, to w ostatnich latach nie zrobił chyba nikt – to moje osobiste odczucie. Pewnie nie tylko moje.
Fot.: Wikipedia, Kancelaria Premiera, domena publiczna
Tłumaczenie ograniczania działalności obiektów noclegowych wirusem to niedorzeczność, gdyż wirusy były zawsze. Nie jest zaś do końca jasne, czy obecne obostrzenia dotyczą tylko hoteli, czy także prywatnych kwater.
Z kolei wprowadzone na wiosnę zakazy w przemieszczaniu się, o których znów się mówi, to moim zdaniem nadużycie. Tak prywatnych spraw jak wychodzenie z domu, podróżowanie czy spotykanie się z ludźmi, nie powinny regulować żadne przepisy. To tak, jakby powiedzieć, kiedy wolno nam spać. Naruszanie pewnej bariery prywatności przez władzę to krok w stronę totalitaryzmu. Jak czytamy w Wikipedii:
Totalitaryzm (…) – system rządów (reżim polityczny) oparty na obowiązującej wszystkich ideologii, w którym państwo w pełni kontroluje społeczeństwo i stara się nadzorować wszystkie aspekty życia publicznego i prywatnego na tyle, na ile jest to możliwe.
Opis pasuje, wypisz, wymaluj, do sytuacji w pisowskiej Polsce, prawda? Choć tak jest pewnie nie tylko u nas.
Po groźnych zapowiedziach premiera Mateusza Morawieckiego oraz ministra zdrowia Adama Niedzielskiego dotyczących znacznego ograniczenia podróży w ferie, już pojawiły się protesty samorządowców. Sytuację próbuje ponoć łagodzić wicepremier Jarosław Gowin:
Być może w rządzie nie ma jednomyślności w tych kwestiach. Ale to dobry znak, że we władzy jest opozycja.
Mnie osobiście ewentualne ograniczenia zbyt mocno być może nie dotkną, gdyż zima nie jest moją wymarzoną porą na podróże. Ale są tacy, którzy lubią szusować na stokach narciarskich. Dlaczego oni mają ucierpieć? Nie jestem przedstawicielem branży noclegowej, lecz tych ludzi też mi szkoda.