Koronawirus okazał się być największym wrogiem turystów i całej branży turystycznej na początku 2020 roku. Czy słusznie?
Miałem jechać pod koniec marca do wrocławskiego Hydropolisu. Pociągi kursują, ale z powodu zamknięcia obiektu póki co jest to niemożliwe. Oby tylko nie odłożono terminu otwarcia muzeów w Polsce. Hydropolis mi nie ucieknie, ale co mają zrobić turyści, którzy już gdzieś wyjechali i nie mają co zwiedzać? Też obawiam się takiego nieciekawego scenariusza. Oby wkrótce sytuacja się unormowała. To byłby koszmar, gdybym w lipcu pojechał na Pomorze Zachodnie, a tam poza Bałtykiem nic nie byłoby dostępne.
Zastanawiam się, czy potrzebne były aż tak radykalne środki. Zaznaczam, że nie jestem przedstawicielem branży turystycznej, która ponosi straty, lecz chcę podejść do sprawy na spokojnie. Rozumiem, że trzeba myć ręce, nie chodzić z chorobą do pracy itp. Ale to, co się dzieje, zdumiewa mnie. Nie bagatelizuję zagrożenia, lecz z drugiej strony mam wrażenie, że kraj oszalał. Istnieją przecież inne groźne choroby, które zbierają większe żniwo. Nie da się odizolować człowieka od świata. Począwszy od życia codziennego na turystyce kończąc. Przy zwykłej grypie nie było aż takich obostrzeń. Ponoć ten odmieniany przez wszystkie przypadki koronawirus groźny jest dla tych, co mają wiele innych chorób.
To tak jak z jeżdżeniem na tereny zagrożone czynnikami ludzkimi (działania zbrojne, terroryzm) – jedziesz, twoja sprawa, wiesz, co ryzykujesz, ale zakazu nie ma. Jak ktoś wybiera się do tropikalnego kraju, to musi się liczyć ze specyficznymi dolegliwościami i zaszczepić się czy wziąć leki. Ale i tu robi to na własne ryzyko: ani przymusu, ani zakazu jeżdżenia też nie ma.
Do muzeów chodzą ci, co chcą, nie licząc szkolnych wycieczek, których teraz i tak nie ma. Jesteś chory / chora lub boisz się zakażenia – nie wchodź. Czy obywatele nie umieją sami myśleć, że państwo musi robić to za nich odgórnym zakazem? Czasowe kontrole na granicach – zgoda. Jest to jakieś utrudnienie, ale jak trzeba, to trzeba. Mierzenie temperatury – OK. Przekładanie imprez masowych – zgoda, to są już duże zbiorowiska ludzi i nie da się każdego kontrolować. Już wiadomo, że Parada Parowozów w Wolsztynie odbędzie się prawdopodobnie we wrześniu. Ale zawieszanie międzynarodowych połączeń kolejowych to już według mnie przesada. I tak jeździłoby mniej ludzi, więc przy niezmniejszaniu długości składu odstępy między pasażerami byłyby większe.
Zauważyłem też, że gdy ktokolwiek odważy się głosić poglądy podobne do moich, uważany jest zaraz za szaleńca. Nie jestem medykiem, ale zastanawiam się, czy groźniejszy jest koronawirus, czy wirus kuku na muniu, jak się kiedyś mówiło (czy pamiętają Państwo to powiedzenie?). Choć to dopiero marzec, mam już dość tej całej sytuacji. Jestem tym zmęczony. W tym zalewie faktów i fake newsów (czy nie można zastąpić tego wyrażenia polskim odpowiednikiem?) zastanawiam się, czy rzeczywiście zagrożenie jest tak duże, czy może rządowi przydał się taki wspólny wróg narodu jak koronawirus, dzięki któremu można odwrócić uwagę obywateli od innych spraw kraju, jakimi dotychczas żyli.
Za podsumowanie niech posłuży filmik z Meksyku (nie byłem tam, zresztą nie latam). Są ludzie, którzy podchodzą do sprawy z dystansem.