Drugi dzisiejszy wpis również ma związek z właśnie zakończoną wyprawą, choć jest kontynuacją poruszanego co pewien czas wątku – mianowicie czy dzieci powinny jeździć pociągami.
Jechałem pociągiem Kolei Małopolskich Dolina Popradu relacji Kraków – Krynica-Zdrój. Wsiadłem w Tarnowie. Później dosiadła się liczna grupa dzieci, bodajże 10 – 11-letnich. Opiekunka zaproponowała, aby poczytały sobie coś. Zdziwiła się, iż dziecko powiedziało, że nie czyta, bo są wakacje. Ja w tym momencie akurat miałem książkę schowaną do torby, ale tylko dlatego, że pierwszy raz jechałem szlakiem kolejowym do Krynicy-Zdroju i chciałem pooglądać okolice. W końcu wpadły na pewien pomysł: zapytały się, czy mogą śpiewać. Przód bezprzedziałowego składu był luźny, dostały zezwolenie na popisy wokalne, więc tam się przesiadły i zaczęły zabawę.
Z początku miałem obawy, czy powinno im się pozwalać na to, ale pomyślałem, że lepiej, aby tak sobie umilały czas, niż miały wcale nie jeździć pociągami. Mimo wszystko ich obecność w pojeździe ucieszyła mnie. Niech się uczą jeździć koleją. Do czego to podobne, żeby nastolatkowie nie mieli na koncie żadnej podróży kolejowej?! Takie ciężkie przypadki są mi znane. Żeby chociaż raz do roku nie wziąć na wakacje koleją? Bo co – bagaż za ciężko dowieźć na dworzec? Ja w wieku 10 lat miałem na koncie wiele takich wypraw z rodzicami czy dziadkami. Mnie można zarzucić, że pomimo skończonej czterdziestki nie leciałem samolotem, ale to akurat świadomy wybór takich – nie innych – środków lokomocji, a nie efekt tego, że rodzice wszędzie wozili autkiem (bo nie wozili, i bardzo dobrze).