Cykl ten zastąpił popularne Kaliszobrania, których formuła została zakończona. Wpis będzie poświęcony dwóm sprawom: dojazdu na imprezy oraz kwestii obrazu w kaliskiej katedrze.
Na spotkania dojeżdżam linią 22. Niestety jej sobotni rozkład jest tak ułożony, że do centrum autobusy docierają ok. pełnej godziny. Ponieważ niemal dokładnie w tym samym czasie zaczynają się imprezy (nie tylko te, o których piszę, ale np. koncerty czy spotkania literackie), mam do wyboru: albo przyjechać godzinę wcześniej i pochodzić po parku, albo minimalnie się spóźnić. Zgłosiłem problem do MZDiK, ale oczywiście nic się nie udało zrobić, gdyż przyspieszenie kursów o 10 minut zdaniem Zarządu Transportu spowodowałoby zdublowanie się na pewnych odcinkach pojazdów 22 z innymi liniami.
Teraz zmiana tematu. Problem dotyczy konkretnego spotkania – z 14 grudnia 2019, które odbyło się w katedrze – kościele pw. św. Mikołaja Biskupa. Kaliszanie interesujący się historią wiedzą, że w 1973 roku doszło w nim do tajemniczego zniknięcia obrazu „Zdjęcie z krzyża” autorstwa Rubensa. M.in. ten wątek został poruszony. Jeden z oprowadzających przedstawił argumenty przemawiające za kradzieżą i wznieceniem pożaru dla zatarcia śladów – chodziło o sposób rozprzestrzeniania się ognia; przewodnik zaś przyznał się, iż nie do końca jest przekonany, że obraz skradziono, choć lokalny patriotyzm każe nam wierzyć, że dzieło gdzieś się znajduje.
Pewne jest zaś to, że na jego miejscu wisi kopia autorstwa Bronisława Owczarka.
Sprawa ta jak widać dzieli kaliszan. W niejednym artykule czytałem zdanie informujące wprost, że doszło do kradzieży. Niektórzy dziennikarze – zwłaszcza w prasie katolickiej – nie dopuszczają nawet myśli, iż dzieło mogło spłonąć. Rzetelność dziennikarska nakazywałaby więc napisać, że jest to jedna z prawdopodobnych hipotez, która nie została ostatecznie udowodniona. Co przemawia za tezą o kradzieży? Na pewno zeznania świadków tamtych wydarzeń, głównie strażaków.
Przeciwko tej hipotezie można wysunąć kontrargument o braku postępu śledztwa. Nie słychać, aby natrafiono na jakiś trop. Może być więc tak, że to nasz lokalny patriotyzm oraz polska (a może nie tylko polska) skłonność do wietrzenia sensacji i teorii spiskowych każą nam uparcie wierzyć, iż obraz został skradziony, a cały ten pożar to tylko mistyfikacja.
Ogień nie patrzy, czy na drodze staje mu efekt pracy Rubensa, czy Nikifora, lecz trawi, co popadnie. (Nie chodzi mi o deprecjonowanie Nikifora poprzez takie porównanie – to aluzja do mojej wizyty w Krynicy-Zdroju, gdzie oglądałem jego jakże inne dzieła).
A może prawda jest zupełnie inna?
Choć nie kryję sceptycyzmu w kwestii możliwości odnalezienia obrazu, gdyby jednak udało się, zapewne cieszyłbym się z tego. W swoim wywodzie chciałem natomiast podejść do sprawy bez zbędnych emocji.